Co obejrzeć - przegląd NETFLIX SERIAL Serwisy

Utalentowany Pan Scott i czarno–biała Italia. Recenzja serialu „Ripley” Netflixa

“Utalentowany pan Ripley” – oszust, kłamca i mistrz manipulacji wraca na ekrany w nowej produkcji Netflixa. Co proponują widzowi wcielający się w psychopatycznego mordercę Andrew Scott wraz z reżyserem i scenarzystą filmu Stevenem Zaillianem? Czy kino nie wystarczająco już przeanalizowało i rozprawiło się z jednym z najsłynniejszych antybohaterów?

Cykl powieściowy Patricii Highmith doczekał się aż pięciu filmowych adaptacji

Tom Ripley miał już twarz Alaina Delona („W pełnym słońcu” 1960), Dennisa Hoppera („Amerykański przyjaciel” 1977), Matta Damona („Utalentowany pan Ripley” 1999), Johna Malkovicha („Gra Ripleya” 2002, aktor pojawia się również w serialu) i Barry’ego Peppera („Podstępny Ripley” 2005).

„Utalentowany pan Ripley” Anthony’ego Minghelli z 1999 r. uznawany jest za niemal idealną filmową adaptację dzieła literackiego i jest ceniony jako film sam w sobie. Matt Damon zagrał tu jedną ze swoich najlepszych ról, a towarzyszący mu na ekranie Jude Law i Gwyneth Paltrow charyzmatycznie nakreślili swoje role. Poprzeczka została więc zawieszona wysoko.

Zdobywca Oscara Steven Zaillian („Lista Schindlera”, „Irlandczyk”, „Dziewczyna z tatuażem”) znalazł zupełnie inny niż dotychczasowe adaptacje sposób ukazania losów Ripleya. Przede wszystkim rozbił je na osiem 50-minutowych odcinków, które swoją stylistyką nawiązują do kina noir. Celowy wybór czerni i bieli i monochromatyczność jednego z najpiękniejszych miejsc świata pozwalają skupić się na mroczności opowiadanej historii, dając szansę dokładnego przyjrzenia się postaciom. Italia pozbawiona błękitu nieba, turkusu morskiej wody czy zieleni bujnej roślinności jest wręcz nierealna.

„Ripley” fot. Netflix

„Ripley” – o czym jest serial?

Fabuła nie przynosi zaskoczeń i jest zbieżna z wersją literacką. Thomasa Ripleya poznajemy w Nowym Jorku na początku lat 60. XX w. Mieszka w obskurnym pokoju w budynku ze wspólną łazienką. Na życie zarabia jako drobny kryminalista.

Herbert Greenleaf (Kenneth Lonergan) oferuje mu wyjazd do Włoch, aby nakłonił do powrotu do domu jego syna Dickiego (Johnny Flynn), którego Tom przelotnie poznał wiele lat wcześniej. Za tę przysługę ma zostać sowicie wynagrodzony. Samo przygotowanie do wyjazdu rozbudza jego apetyt – zachwycają go nowe ubrania, które zamawiają mu Grennleafowie, wizyty u krawca, przymiarki butów, wybór szlafroków, ostrygi na obiad – to świat, który Tom do tej pory oglądał przez witryny sklepów.

„Ripley” fot. Netflix

Po dotarciu do Włoch bohater z łatwością wchodzi w nową rzeczywistość, odnajduje się w europejskim stylu życia Dickiego korzystającego z uroków włoskiego la dolce vita i rozgaszcza w nieswoich przywilejach. Zdobywa zaufanie dawnego znajomego, bez skrupułów wyjawiając mu plan ojca. Wprowadza się do jego willi, na co sceptycznie reaguje nieufna Marge Sherwood, dziewczyna Dickiego (Dakota Fanning). Jednak ciągłe towarzystwo Toma, który okazuje się nieobytym w świecie i niewykształconym uzurpatorem z niższej klasy społecznej, zacznie w końcu przeszkadzać Dickiemu, który zaproponuje, by ich drogi się rozeszły. Wtedy w głowie Ripleya rodzi się złowrogi plan. Dostrzegając możliwość zmiany swojego życia, snuje intrygę, aby wizytę w pięknej Italii dostosować do własnych wizji. I tak wkraczamy do świata fałszu, oszustw i morderstw.

„Ripley” fot. Netflix

Bez pośpiechu

To wszystko rozgrywa się przez pierwsze trzy odcinki, co może widza znużyć. Akcja, jeśli w ogóle w tym momencie możemy o niej mówić, jest leniwa i senna. Można mieć wrażenie, że przez większość czasu oglądamy snującego się Ripleya. Być może to celowy zabieg reżyserski usypiający naszą czujność. Bo wszystko, co dzieje się później, decyzje podejmowane przez Ripleya, próby wejścia w cudzą skórę, życie życiem kogoś innego, asymilowanie się z obcym światem – udowadniają, że oglądamy jednak thriller. Większość czasu spędzamy z Tomem Ripleyem. Oglądamy go dokładnie: gdy siedzi, wchodzi po schodach, pisze, pakuje walizki, oszukuje, gubi się w swoim szaleństwie. Przyglądamy się jego dłoniom, twarzy, fałszywym uśmiechom. To nowa, zaskakująca interpretacja tej postaci. Oczywiście duża w tym zasługa samego Andrew Scotta.

„Ripley” fot. Netflix

Czarno-białe szczegóły

Poza rolą Scotta, serial budują detale. Zdjęcia laureata Oscara Roberta Elswita są wysmakowane niczym włoska sztuka. Wygląd nocy, podczas której dochodzi do morderstwa, duszna atmosfera włoskich miast, brukowane uliczki, niekończące się schody, przepych willi Dickiego. Mnóstwo dopracowanych szczegółów, zbliżenia. Monochromatyczność kadrów była odważnym, ale jak się okazuje celnym posunięciem. Do tego stonowana muzyka, piękna architektura, zabawa światłocieniem oraz liczne odniesienia do malarstwa. Nawet zbrodnia zderza się tu ze sztuką, bo gdy w „Ripleyu” dochodzi do morderstwa, twórcy od razu pokazują malarstwo Caravaggia, do którego bohater często się porównuje, w szczególności jego „Dawid z głową Goliata” prześladuje Ripleya.

„Ripley” fot. Netflix

Spektakl jednego aktora

Brawurowa rola Andrew Scotta jest jednocześnie wadą i zaletą filmu. Pozostali członkowie obsady są dla niego niczym tło. Johnny Flynn powściągliwy i stonowany, a zarazem pewny siebie i zapatrzony we własne zachcianki Dickie. Brytyjskiemu aktorowi brakuje jednak charyzmy, które emanowały z Jude’a Lawa w wersji z 1999 roku. Dakota Fanning wiarygodnie i oszczędnie w środki wyrazu buduje swoją postać. Plus za zaangażowanie włoskich aktorów. Świetny Maurizio Lombardi, umiejętnie operujący słowem i celną ripostą tworzy wyrazisty nastrój. Eliot Sumner, mimo że jej rola jest marginalna, to mistrzowsko zagrana. Jej postać roztacza aurę niepokoju, jakiegoś niedopowiedzenia, obcowanie z nią jest wyzwaniem dla głównego bohatera, nie jest komfortowe.

Z każdym kolejnym epizodem serial ogląda się lepiej

Od szóstego odcinka mamy już pełnokrwisty kryminał. Akcja nabiera tempa, pojawiają się nowi bohaterowie, twórcy stopniowo zwiększają napięcie między nimi i jednocześnie zaciskają pętlę na szyi bohatera, który zaczyna popełniać błędy i gubić w szaleństwie, by w końcu wybrzmiało kulminacyjne crescendo w finałowym ósmym odcinku Narcissus odważnie i umiejętnie domykając całą historię.

„Ripley” fot. Netflix

„Ripley” nie mówi ostatniego słowa

Twórcy wykazali się niemałą odwagę sięgając po dzieło już pięć razy przenoszone na ekrany. Wyszli jednak z tego zadania obronną ręką tworząc coś zupełnie nowego, świeżego i oryginalnego. Przełamali schemat, wyszli poza utarte ścieżki myślenia. I już zapowiedzieli, że opowieść ma potencjał kontynuacji. Są przecież jeszcze cztery tomy powieści Patricii Highsmith.

Więc kto wie, może wkrótce zobaczymy się jeszcze z Tomem Ripleyem podziwiającym sztukę w innych krajach i pozostawiającym po sobie krwawe ślady.

„Ripley” fot. Netflix